GSB 2020. Dzień 10 - 13. Banica - Komańcza. Przejście Beskidu Niskiego.

Dzień 10, 12 lipca 2020 r. Banica – Wołowiec. 34,65 km, 1281 m podejść

Rano już nie pada, a więc raźno ruszam w kierunku Izb, Ropek, a przede wszystkim Hańczowej. Czeka mnie ciężki dzień, ale wtedy jeszcze o tym nie wiem.

Moim pierwszym celem jest osiągnięcie Hańczowej, gdzie obok szlaku powinna być szkoła, a w szkole komisja wyborcza. Noszę ze sobą cały czas zaświadczenie o prawie do głosowania, do tej pory nie zamokło, i chętnie bym utrzymał ten stan rzeczy.

Z samego rana przechodzę przez niewielkie pasmo górskie (po mokrej trawie) do doliny rzeczki Białki, która płynie szerokim strumieniem. Ostatecznie nie udaje mi się jej przeskoczyć po konarach i kamieniach, i muszę brodzić. Następnie utwardzoną drogą (stokówką) przechodzę do doliny rzeczki Ropki. Buty w czasie marszu całkiem nieźle wysychają. Szlak w pewnym momencie odbija od stokówki i idzie mniej więcej równolegle do niej ścieżką przez las, ale ja ten moment przegapiam, bo idą nagrywam film z raportem na temat dotychczasowej podróży.

Widok znad Banicy bodajże

Kapliczka w Ropkach

Po drodze spotykam parę idącą GSB w drugą stronę. Omawiamy trasę. Mówią mi o specjalnej ofercie noclegowej dla idących GSB w Chyrowej, z której to oferty oczywiście nie zamieszkam później skorzystać.

Ładną doliną, wzdłuż rozlewisk i stawów przechodzę przez dawną wieś Ropki, a później asfaltem do Hańczowej. Widoki są szerokie. Nie pada. Jestem zadowolony.

W Hańczowej głosuję, a potem na ławeczce przed szkołą wietrzę stópki i dosuszam buty na słoneczku, które akurat postanowiło wyjść zza chmur. Spożywam lunch i opycham się MMsami. Później jestem gotowy na atak na Kozie Żebro.

Podchodząc na Kozie Żebro należy ominąć fragment szlaku biegnący wzdłuż potoku, zamiast tego podejść asfaltową drogą biegnącą równolegle do szlaku, nieco bardziej na północ. Ten fragment szlaku biegnie dość głębokim jarem, zarośniętym i osranym przez krowy. Nikt tamtędy nie chodzi, i nie ma potrzeby zmieniać tego stanu rzeczy. Później droga i szlak łączą się.

Po osiągnięciu lasu szlak skręca z drogi szutrowej w lewo. Na tym początkowym fragmencie należy uważać na znaki, bo jest kilka dróg do góry (nie są zaznaczone na internetowej mapie). Samo podejście jest bardzo strome, 300 m mocno do góry, ale na szczęście nie jest bardzo długie. Osiągam grzbiet masywu, a potem samo Kozie Żebro. Już tu kiedyś byłem, podchodząc od Regietowa, a potem schodząc znacznie łagodniejszym, zielonym szlakiem. Teraz natomiast schodzę do Regietowa. Zejście jest bardzo ostre i wręcz niebezpieczne, jest nawet tabliczka z ostrzeżeniem. 

Jestem bardzo zadowolony gdy już dochodzę do doliny rzeki Regietówki, a potem do bazy namiotowej. W bazie jedynie przybijam pieczątkę, uzupełniam zapasy wody, chwilę rozmawiam z bazowym i dalej w drogę. Chcę dojść do Zdyni, bo wiem, że tam parę lat temu można było dostać obiad, a nawet jeśli teraz to jest niemożliwe, to jest tam sklep.

Szlak biegnie przez szczyt Rotunda, na którym w trakcie operacji gorlickiej w czasie I wojny światowej toczyły się bardzo krwawe walki. Obecnie na szczycie jest austro-węgierski cmentarz wojenny, odrestaurowany, i robiący spore wrażenie swoją architekturą. Warto się chwilę zatrzymać, pomyśleć o istocie wojny (pochowani są tam żołnierze wszystkich stron), no i zapoznać się z historią cmentarza – na szczycie są tablice z wyczerpującymi informacjami.

 

Cmentarz wojskowy na Rotundzie

Zejście do Zdyni

W Zdyni przy sklepie jest ośrodek wczasowy, w którym jest kolonia. Pani właścicielka ośrodka karmi mnie smacznie i obficie, tak że ciężko jest mi potem wytoczyć się w dalszą drogę. Jest już wczesny wieczór, około godziny 18, a ja jeszcze chcę dojść do Wołowca. Wcześniej miałem nawet plan, żeby dojść do Bacówki PTTK w Bartnem, ale jakoś tak ciężko mi się maszeruje.

Ze Zdyni przez dość mokre Popowe Wierchy przechodzę do dolinki rzeczki Jasionki. Poźniej szlak biegnie wzdłuż tej rzeczki, przez którą trzeba wielokrotnie brodzić. Poza tym część szlaku biegnie przez mokradło, którego nie da się obejść, a zatem szanse na przejście tego fragmentu suchą stopą są praktycznie równe zeru. Potem jednak szlak osiąga drogę szutrową, którą wygodnie można dojść do Wołowca. Śpię w jednej z agroturystyk. 

Dzień 11, 13 lipca 2020 r. Wołowiec - Chyrowa. 40,02 km, 1590 m podejść

Jak widać z łącznej wysokości podejść, Beskid Niski wcale nie jest mnie wymagający od turysty niż wyższe partie polskich Beskidów. Może trochę inaczej te podejścia są rozłożone, tj. mnie na raz, ale za to częściej się podchodzi i schodzi.

Wstaję wcześnie. Z Wołowca najpierw drogą, a potem ścieżką przez las idę do Bartnego. Po drodze dowiaduję się, że Bacówka już jest zamknięta, bo jej opiekun pojechał gdzieś samochodem. W Bartnem nie skręcam zatem w prawo w kierunku Bacówki, tylko na chwilę schodzę ze szlaku, skręcając w lewo. Schodzę przez wieś, przechodzę przez mostek nad małym potoczkiem (nie jest zaznaczony na mapie internetowej) i dochodzę do niebieskiego krzyża prawosławnego. Przy tym krzyżu skręcam w prawo w drogę biegnącą w górę przez pola i ostatecznie łączącą się z czerwonym szlakiem.

 

Krzyż prawosławny w Bartnem

Celem powyższego ćwiczenia jest ominięcie znanego bagna w Bartnem i chaszczy, które utrudniają przejście czerwonym szlakiem i zaczynają się zaraz za bacówką. Nie chce mi się skakać przez bagno, aczkolwiek podobno jest to możliwe według zapewnień innego turysty, który tamtędy przeszedł. Ja ze swojej decyzji jestem zadowolony.

Później podejście na Magurę i tzw. zielony tunel aż do Koziego Horbu – szlak biegnie przez puszczę bukową, grzbietem, nie ma żadnych punktów widokowych. Tak swoją drogą w Beskidzie Niskim znam dwa naturalne punkty szczytowe widokowe – jeden z nich, całkiem fantastyczny, jest na Wysokiem (na południe od Krempnej, zielony szlak), a drugi na Jaworzynie Konieczniańskiej, na niebieskim szlaku granicznym. Niezłe widoki są też z pasma Łysej Góry (między Kątami a Chyrową). Oprócz tego są wieże widokowe na Baraniej Górze (szlak graniczny) oraz na Cergowej, przy GSB, no i można liczyć na prześwity, ale rzadko.

 

Typowa wiata w Magurskim Parku Narodowym

Przejście pasmem Magury nawet mi się wcale nie dłuży. Na Wołczym Kamieniu podziwiam omszałe formacje skalne, potem schodząc łąką widoki na Kąty i na pasmo górskie, które właśnie przeszedłem. W Kątach jest pizzeria, w której spotykam mnóstwo thruhikerów GSB. Tam właśnie jedyny raz podczas całego przejścia czuję się częścią społeczności thruhikerów. Siedzimy razem, jemy i pijemy.

Jak kończę posiłek to dochodzi już 19. Niemniej jednak żegnam się ze wszystkimi i idę dalej. Moim celem jest Chyrowa, i całkiem bezpodstawnie zakładam, że szybkim tempem myknę tam w 2 godziny. W czerwcu przechodziłem z dziećmi w odwrotną stronę pasmem Łysej Góry i wydaje mi się, że sam szybko dam radę je przejść.

Okrutnie się rozczarowałem – przejście zajęło ponad 3 godziny. Na tym paśmie jest najbardziej śliskie i gęste błoto w całych polskich górach. Jest ono istotnie gorsze niż każde inne błoto, z którym się spotkałem w innych miejscach. W czerwcu wydawało mi się, że to był przypadek, ale nie: tam tak faktycznie jest. Wielokrotnie bym się przewrócił, gdyby nie kijki trekkingowe. Mojej sytuacji nie poprawia zapadająca ciemność.

Spotkanie w nocy pod Chyrową. Powiększ

Dzięki czerwcowej wycieczce wiedziałem, że zejście z gór do Chyrowej jest strome i niezwykle błotniste. Postanawiam je obejść – odbijam w ścieżkę (jest drogowskaz do agroturystyki), która potem ma prowadzić wzdłuż wyciągu narciarskiego. Tym sposobem omijam błota i nie zjeżdżam na dupie w pokrzywy – a taki los potrafił spotkać innych turystów. Nocuję w pensjonacie zaraz przy wyciągu (Gościniec Chyrowianka).

Dzień 12, 14 lipca 2020 r. Chyrowa – Rymanów Zdrój. 28,66 km, 1084 m podejść

W sumie nie przypominam sobie, żebym tego dnia był jakoś szczególnie zmęczony. Na słaby kilometraż wpłynęły zapewne liczne telefony, które tego dnia odbywałem. Dość późno również wyszedłem, bo mi się zachciało jajecznicy na śniadanie.

Po wyjściu z pensjonatu podążam drogą asfaltową aż do jej zetknięcia się ze szlakiem. Szlak następnie prowadzi do Pustelni św. Jana, gdzie odpoczywam, podziwiam widok, no i uzupełniam wodę ze źródełka. Potem schodzę do drogi węgierskiej z Dukli do Preszowa, a potem wdrapuję się ostrym i męczącym podejściem przez krzaczory na Cergową i znajdującą się tam wieżę widokową. Po drodze mijam tablice ostrzegające przed barszczem Sosnkowskiego.

Na wieży na Cergowej

Masyw Cergowej od północnego wschodu

Na wieży widokowej spotykam całkiem dużo turystów, a ich obecność okazuje się być uzasadniona pięknymi widokami, które się z wieży rozpościerają. Widzę cały Beskid Niski, pogórze, a nawet w oddali po raz pierwszy widzę Bieszczady. Na wieży spędzam całkiem dużo czasu podziwiając wszystkie te wspaniałości.

Szlak następie biegnie ostrą granicą dzielącą Beskidy od pogórza, a potem schodzi stromo w dolinę. Otwierają się widoki, ale aż do Iwonicza-Zdroju trzeba asfaltować. Na szczęście nie jest to bardzo uciążliwe. Sam Iwonicz wygląda zaskakująco elegancko i robi znacznie lepsze wrażenie niż np. Krynica. Obiad zjadam w centrum, na placu J. Dietla. Potem zjadam lody. Zaczyna robić się wieczór.

Wiem już, że nie dam rady zrealizować pierwotnego planu, czyli dojścia do bazy namiotowej Wisłoczek. Realnym celem jest natomiast Rymanów Zdrój. Wykonuję kilka telefonów i dostaję miejsce w jednej z agroturystyk. Idę.

Wydawało mi się, że szlak do Rymanowa będzie szlakiem spacerowym. Tymczasem ma charakter zaskakująco górski i jest wcale niełatwy. Gryzą komary, zakładam moskitierę. Po drodze mijam wiaty nadające się na nocleg, zresztą w jednej z nich (tej bliżej Rymanowa) do snu szykują się turyści. Jest parę miejsc nadających się na rozbicie namiotu. Nawet bym to rozważył, ale chcę jednak przejść te ekstra kilometry.

W końcu zmęczony dochodzę do Rymanowa i do mojej kwatery przy rzece Tabor. Szum wody kołysze mnie do snu. 

Dzień 13, 15 lipca 2020 r. Rymanów Zdrój – Schronisko PTTK w Komańczy. 41,90 km, 1224 m podejść

Ten dzień ma być długi, bo jedynym racjonalnym celem jest dojście do schroniska w Komańczy. Ruszam zatem dość wcześnie. Podany dystans to obejmuje również drogę powrotną z kwatery do szlaku, ok. 1 km.

Szlak z Rymanowa do bazy namiotowej Wisłoczek biegnie przez Wzgórza Rymanowskie z ładnymi widokami na północ. Wcześniej ostrzegano mnie, że jest strasznie podmokły. Faktycznie, w pewnych miejscach trzeba było poskakać między błotami, ale generalnie nic strasznego. Subiektywnie dość szybko dochodzę do bazy namiotowej (pieczątka), która pewnie byłaby osiągalna poprzedniego dnia, gdybym wyszedł z Chyrowej tak z 2 godziny wcześniej. Niemniej jednak nie żałuję za bardzo, bo komary. A jednak trochę żałuję, bo baza jest na ładnej polanie. Jednak bardziej nie żałuję, niż żałuję. 

Wzgórza Rymanowskie


Baza namiotowa Wisłoczek


To zdjęcie chyba jest z innego dnia, ale wstawiłem tutaj

Dość się spieszę, a więc nie idę oglądać wodospadu, tylko asfaltem idę do Puław, a potem do Puław Górnych. Restauracja jest jeszcze zamknięta. Przed domem modlitwy są ławeczki, siadam i jem lunch.

Teraz czeka mnie długie przejście pasmem górskim najpierw do chaty w Przybyszowie, a potem do schroniska w Komańczy. Słyszałem ostrzeżenia, że szlak jest strasznie podmokły, i miejscami źle oznaczony (miało to zwłaszcza dotyczyć podejścia na Tokarnię), ale nic z tych ostrzeżeń się nie sprawdziło. Było całkiem wygodnie. Część szlaku biegnie przez łąki, są zatem widoki, w tym na, bliskie już, Bieszczady.

 

Widok z Tokarni na wschód

W chacie w Przybyszowie korzystam z gościnności gospodarza i rozsiadam się w ogrodzie przy stole. Chata jest położona w ładnym miejscu, przy potoku, a wcześniej maszeruje się do niej przez fantastyczne łąki. Potem maszeruję dalej. Do schroniska docieram niedługo przed 20,  a więc do jedzenia dostaję tylko żurek. Śpię w domku turystycznym, takim mającym z 50 lat co najmniej, mocno zapyziałym. Ale albo taki domek, albo bardzo drogi nocleg w głównym budynku schroniska. Biorę prysznic w umywalni. Śpię dobrze.

Od Przybyszowa do Komańczy wiedzie zielony tunel


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyjazd do Japonii lato 2023 - notatki z podróży

Przez Wielką i Małą Fatrę