GSB 2020. Dni 4 - 6. Rysianka - Turbacz

Dzień 4, 6 lipca 2020 r. Schronisko PTTK  na Rysiance – Schronisko PTTK Markowe Szczawiny. 33,72 km, 1461 m podejść

Zanim się zbiorę (robię małą przepierkę), zjem itd. to robi się dość późno. Wiem jednak, że dam radę do wieczora, przed zmrokiem, dojść do Markowych Szczawin. Znowu mi się wydaje, że trasa będzie prostsza, niż okazuje się być w rzeczywistości.

Śniadanie na Rysiance

Szlak pomiędzy Rysianką a Halą Miziową (skąd wchodzi się na Pilsko, i gdzie jest wielkie schronisko PTTK) jest mało ciekawy i, szczerze mówiąc, nużący. Podchodzi się i schodzi, widoków jest mało i są mało spektakularne. Na Halę Miziową dochodzę akurat na bardzo wczesny lunch, który zatem spożywam i odpoczywam. Tego dnia po południu ma mocno padać, a więc dość szybko ruszam dalej. Nie spotykam zbyt wielu turystów i tak już będzie prawie przez cały szlak, aż do Wołosatego. Są oczywiście miejsca bardziej popularne – przychodzi na myśl Turbacz, Wielki Rogacz, Połonina Wetlińska, Tarnica – ale generalnie wiele osób na szlaku nie ma. I w zasadzie od razu wiadomo, kto robi GSB.

Widok na Pilsko z drogi na Halę Miziową

Z Hali Miziowej schodzi się dość długo i monotonnie na Przełęcz Glinne, skąd z masywu Pilska przechodzi się w pasmo Babiej Góry. Tutaj góry zmieniają swój charakter – robi się bardziej dziko, ścieżki są węższe, pojawiają się widoki. Taką ciekawą trasą dochodzę do Bazy Namiotowej Głuchaczki – gdzie zatrzymuję się na obiad i picie. Bardzo sympatyczny bazowy, młodzież rozbijająca namioty, piękny widok – super miejsce! Jedząc widzę i czuję, jak gwałtownie zmienia się pogoda. Będzie padać, ale ruszam dalej modląc się, aby lunęło dopiero po tym, jak skończy się ostre podejście na Mędralową.

Tak mniej więcej wyglądają widoki za przełęczą Glinne


A tak wygląda szlak (tu akurat chyba SPRZED przełęczy)

Moje modlitwy zostają wysłuchane i dokładnie dzieje się tak, jak chciałem. Ubieram zatem wszystkie niezbędne chałaty już idąc po w miarę płaskim terenie, dzięki czemu unikam totalnego i bezapelacyjnego zapocenia. Mędralowa, na której jest bardzo ładna łąka i chatka, jest całkowicie zasłonięta mgłą. Idę przez las w kierunku Babiej Góry i granicy parku narodowego. 

Przy granicy parku narodowego, na Żywieckich Rozstajach, zaczyna się podejście w kierunku schroniska. Na szczęście właśnie przestaje padać i wychodzi słońce, dzięki czemu mogę się pozbyć sprzętu przeciwdeszczowego i całkowitego upocenia. Dalszy fragment trasy to bardzo ładna i nienużąca ścieżka przez bujny las, lekko pod górę. Czasami pojawiają się widoki. Przechodzę przez osuwisko na zboczu Babiej Góry. Już zmierzcha, kiedy docieram do schroniska. 

Schronisko na Markowych Szczawinach jest bardzo popularne z racji swojego położenia, i często jest tam bardzo dużo ludzi. Tego dnia jednak dużo ludzi nie ma (poniedziałek, zła pogoda) i dostaję miejsce w pokoju wieloosobowym. Biorę prysznic w wygodnej łazience i idę spać, ciesząc się, że śpię w schronisku, bo na zewnątrz znowu zaczyna lać. 

Schronisko PTTK Markowe Szczawiny

Dzień 5, 7 lipca 2020 r. Schronisko PTTK Markowe Szczawiny - Jordanów. 34,47 km, 1313 m podejść 

W schronisku zjadam na śniadanie jajecznicę z kiełbasą i moją standardową owsiankę. Spotykam parę turystów, która poprzedniego dnia maszerowała szlakiem na Markowe Szczawiny. Wczoraj po raz ostatni spotkałem ich na Głuchaczkach i myślałem, że tam zostali na noc w związku ze zmianą pogody i ulewą. Okazuje się jednak, że po ulewie poszli na Babią Górę, i dotarli tam po 11 w nocy. 

Jest chłodno i mglisto, ale akurat jak zjadłem śniadanie, to przestało padać. A zatem wychodzę i idę na przełęcz Brona. Podejście jest dość męczące, ale nietrudne technicznie, bo w związku z olbrzymią ilością turystów szlak jest wyposażony w kamienne stopnie. Na przełęczy tylko chwila oddechu, łyk wody, i zakładam wiatrówkę – jest zimno, bardzo mocno wieje, mgła – a może to chmura? 

Dalej szlak biegnie przez kosówkę na szczyt Babiej Góry – z przełęczy Brona to wciąż kilkaset metrów podejścia. Gdy kończy się kosówka i wychodzę na grań, wiatr uderza ze wzmocnioną siłą. Cóż zrobić – to Babia Góra, byłem na niej trzy razy i tylko raz był ładny widok. Na szczycie (na który wchodzi się przez rumowisko skalne) chowam się za wybudowanym tam murkiem i chwilę odpoczywam. Na szczycie jest kilka osób. 

No nie jestem zadowolony. Babia Góra

Więcej turystów spotykam schodząc na przełęcz Krowiarki. Zejście jest dość uciążliwe, bo to ponad 700 m różnicy poziomów na stosunkowo krótkim dystansie. Szlak jest przygotowany na dużą liczbę turystów, tj. zbudowane zostały stopnie zapobiegające erozji. W 2018 r. zejście dało mi dobrze w kość, w tym roku jestem znacznie bardziej efektywny. 

Do budowy szlaku wykorzystano stare słupki graniczne słowacko - niemieckie

Pomiędzy Babią Górą a Przełęczą Krowiarki jest bardzo duża różnica wysokości

Niżej pogoda jest lepsza niż na szczycie, chociaż i tak nie zachęca do dłuższych wypoczynków. Na Krowiarkach zjadam przekąskę i nie zwlekając zbytnio ruszam w pasmo Policy. Nie sprawdzam, czy można uzupełnić zapas wody – ale jest sporo różnych budynków i straganów, a więc pewnie to jest możliwe. Ja w związku z niską temperaturą wciąż miałem zapas bez problemu wystarczający do dojście do schroniska na Hali Krupowej. 

Klasyczna chmura nad Babią. Widok z Sokolicy

Z jakiegoś względu droga z Krowiarek na Halę Krupową jest nużąca i subiektywnie wydaje się dłuższa niż jest w rzeczywistości. Na początku obowiązkowe strome podejście z doliny, potem szlak się nieco wypłaszcza i można maszerować pod górę w szybkim tempie. Przy drogowskazie na Cylu Hali Śmietanowej (1298 m n.p.m.) warto odbić na chwilę na lewo – w kierunku zachodnim – żeby nacieszyć się widokiem Babiej Góry, na której przecież tak niedawno się było samemu. 

Drogowskaz na Cylu Hali Śmietanowej

W górach często można natknąć się na kapliczki

Do schroniska docieram koło 15. Odpoczywam, zjadam obfity obiad. Wiem, że realne jest tego dnia osiągnięcie Jordanowa, ale nie mam zarezerwowanego noclegu. Szukam możliwości, jest nocleg w apartamencie w centrum. Drogo (to był najdroższy nocleg na szlaku), ale później okazało się, że cena odpowiada jakości, a w samym apartamencie jest pralka i proszek do prania – super sprawa, bo zwłaszcza moje spodnie były takie, powiedzmy, nie pierwszej świeżości. Ale uprzedziłem fakty – teraz schodzę do doliny, najpierw idąc grzbietem pasma, potem schodząc niezbyt fajną, kamienistą drogą (nachyloną mocno w prawo, a zatem zaczyna mnie boleć lewa stopa). Ładne widoki na Gorce i Beskid Wyspowy. Widać Turbacz, na którym planuję być następnego dnia. Schodzę aż do utwardzonej drogi, biegnącej dnem do doliny do Bystrej. 

Schronisko na Hali Krupowej

W 2018 r. w Bystrej kończyłem swoje przejście Beskidu Żywieckiego. Tymczasem przechodzę przez Bystrą (szlak jest ładnie poprowadzony), wchodzę na pozbawione lasu wzgórze – ładne widoki, w tym na Jordanów – a następnie wzdłuż linii kolejowej przechodzę do Jordanowa. Szlak mija mały potoczek i pola, na których spokojnie można rozbić namiot i przenocować. Ja jednak idę dalej, zakładając na głowę moskitierę, bo komary dokazują. Zresztą moskitierę specjalnie zabrałem właśnie na ten fragment drogi, bo wcześniejsze relacje z przejść GSB o komarach wspominały. 

Do Jordanowa dochodzę o zmierzchu. W pizzerii dostaję jeszcze pizzę, a potem idę spać. Beskid Żywiecki został zdobyty. 

A tymczasem w Bystrej...

Z Bystrej do Jordanowa

Dzień 6, 8 lipca 2020 r. Jordanów – Schronisko PTTK na Turbaczu. 34,58 km, 1335 m podejść 

Na rynku w Jordanowie zdobywam pieczątkę do książeczki PTTK, a potem ruszam w kierunku Rabki. Szlak najpierw biegnie wzdłuż ruchliwej drogi, po której pędzą tiry. Następnie skręca w prawo i prowadzi wzdłuż płotu bodajże tartaku. W każdym razie, po minięciu stacji kolejowej w Jordanowie należy uważać i skręcić w prawo w utwardzoną drogą zamkniętą szlabanem, a nie podchodzić wzdłuż drogi asfaltowej do góry. 

Stalco mijamy chwilę przed zejściem w prawo. Niektórzy mają pociąg to Stalco. To dla nich to zdjęcię

Po opuszczeniu drogi asfaltowej podróż robi się znacznie bardziej przyjemna. Szeroka i utrzymana w dobrym stanie leśna droga biegnie przez las, nie ma jakichś szczególnie stromych podejść. Jest ładnie. Oczywiście nikogo nie ma. Dochodzę do Wysokiej, w nieco gorszym czasie niż zaznaczony na drogowskazach. 

Z Wysokiej aż do Skawy szlak biegnie cały czas asfaltem. Nie jest to bardzo uciążliwe, bo rozpościerają się szerokie widoki, a droga nie jest bardzo uczęszczana. Po drodze nie zauważyłem żadnych sklepów. W Skawie szlak dość szybko odbija z głównej drogi w lewo, należy uważać, żeby tego odbicia nie przegapić. Ja przegapiłem i wszedłem na górkę drogą alternatywną. W każdym razie po ostrym, ale krótkim podejściu wychodzę na grzbiet wzgórza ograniczającego dolinę rzeki Skawy od północnego wschodu. 


Widok znad Skawy

Szlak pomiędzy Skawą a drogą S7 jest mocno zarośnięty i nie idzie się nim szczególnie przyjemnie. W sumie to nie jest wielkie zaskoczenie – myślę, że z tego fragmentu szlaku korzystają prawie wyłącznie osoby idące GSB, a tych w sumie nie jest aż tak dużo. Przedzieram się przez chaszcze i dochodzę do asfaltowej drogi numer 7. 

Tutaj oznaczenie szlaku nie jest dostosowane do tego, że zbudowano S7, której nie da się przejść na piechotę. A więc uwaga: 

Po dojściu do drogi numer 7 należy skręcić w prawo i zejść w dół aż do mostu drogowego. Lewą stroną należy przejść przez ten most ponad drogą S7, a następnie odszukać ścieżkę rozpoczynającą od niewielkiej asfaltowej zatoczki. Można też próbować wypatrzyć tabliczkę z informacją o tym, że z powodu S7 przebieg GSB został przerwany. Szlak biegnie cały czas lewą stroną, przy granicy lasu. Nie należy skręcać w drogę biegnącą w dół wzdłuż S7, tylko odbić w lewo. Rozejście jest słabo oznaczone – najlepiej chyba nawigować telefonem. Mnie pokierował baca wypasający owce. 

Swoją drogą, widok z tej łąki jest przepiękny – na zachodzie widać Babią Górę i pasmo Policy, na wschodzie Luboń Wielki, gdzie w 2019 roku kończyłem Mały Szlak Beskidzki. Pewnie też widać Tatry, ale to akurat nie tego dnia. 

Koniec szlaku

Widok z łąki bacy

Po pewnych początkowych trudnościach w odszukaniu szlaku, rozwiązanych dzięki pomocy nieocenionego bacy, schodzę w dół do Rabki. Czas na obiad, przydałoby się również odnowić zapasy. W Rabce szlak przebiega akurat obok sympatycznego bistro, a następnie – już niedaleko granicy Rabki w drodze na Turbacz – obok niewielkiego supermarketu. Oba cele przejścia przez Rabkę zostały zatem bez większych trudności zrealizowane. 


Skoro już przeszedłem przez Rabkę, to zostaje wejście na Turbacz. Znam ten fragment szlaku, przechodziłem nim wielokrotnie, ostatnio na październikowej wycieczce w 2019 r. A więc najpierw wchodzę do schroniska PTTK na Maciejowej (krótki odpoczynek, podejście trochę męczące), potem mijam kolejne schronisko PTTK na Starych Wierchach i wdrapuję się na Turbacz. Pogoda się psuje, i zaczym się spieszyć chcąc zdążyć przed deszczem, co zresztą się udaje. 

Odpoczynek na Maciejowej

Turbacz

Pole namiotowe przy schronisku na Turbaczu

Rozbijam namiot na polu namiotowym (dużo namiotów), zjadam kolację ze swoich zapasów, potem prysznic i zasypiam kołysany do snu delikatnym deszczykiem.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyjazd do Japonii lato 2023 - notatki z podróży

Przez Wielką i Małą Fatrę

GSB 2020. Dzień 10 - 13. Banica - Komańcza. Przejście Beskidu Niskiego.