Beskid Niski lipiec 2018

Nienasycony Niżnymi Tatrami wykorzystałem nadarzającą się okazję i pojechałem na weekend w Beskid Niski. Plan zakładał przejście z Nowicy (gdzie mnie ugościli przyjaciele w nocy nocy z piątku na sobotę) przez Kozie Żebro, Regietów, Jaworzynę, Konieczną do bazy namiotowej Radocyna (nocleg), a następnie przejście malowniczą doliną Wisłoki i rzeczki Zawoi do Wołowca, potem do Banicy, i powrót do Nowicy niebieskim szlakiem przez Przełęcz Małastowską.

Wybrałem się w pierwszy słoneczny weekend po sporych ulewach, które wcześniej przez kilka tygodni męczyły Beskid Niski. Celem wycieczki było m.in. przetestowanie, wcześniej nigdy przeze mnie nie praktykowanego, pomysłu wykorzystania w górach butów niskich. W tym celu na promocji zakupiłem w internecie popularne i polecane buty Merrel Moab Ventilator, i to w warunkach mokrych. Na tej wycieczce pomysł się niestety nie sprawdził – te buty są dla mnie nieco za szerokie, kupiłem je trochę za krótkie, nie miałem wkładek ortopedycznych (to dzięki tej wycieczce zorientowałem się, że są mi koniecznie potrzebne do chodzenia w niskich butach po górach), nie używałem też fajnego patentu z podwójnymi skarpetkami.

Dzień 1

Z Nowicy dość wczesnym rankiem, czyli około godziny 09.00, w pięknym słoneczku ruszyłem żółtym szlakiem w kierunku przełęczy Małastowskiego. Moim celem było dojście do szlaku zielonego, którym miałem zejść do Smerekowca.

Szlak żółty, słabo oznaczony, wiedzie przez łąki, które po ulewach były podmokłe. Znaków wprawdzie raczej nie widać, ale wiadomo, w którym kierunku się idzie, i jest wyjeżdżona w trawie droga. Bardzo sympatycznie, widać po lewej stronie dolinę Przysłupianki, po prawej wystają szczyty Beskidu Niskiego.



Po dojściu do szlaku zielonego okazuje się, że jest bardzo zniszczony przez konie. Całkowicie zryty tak naprawdę. Jest pełno błotnistych dziur wypełnionych wodą. Przez to wszystko trzeba skakać, co jest mało przyjemne. Nie polecam szlaku zielonego zdecydowanie, jest tak zniszczony na całej długości pomiędzy Przełęczą Małastowską a Smerekowcem.

Po zejściu do Smerekowca okazuje się, że nie da się suchą stopą przebrodzić potoku Zdynianka – szlak biegnie brodem. Można ten bród obejść idąc w lewo, zamiast w prawo szlakiem, do mostu drogowego, a potem przechodząc wzdłuż potoku przez pola z powrotem do szlaku. Jednak zgodnie z relacją innych turystów pola są pogrodzone płotkami, przez które trzeba przechodzić. Bez sensu. Zdjąłem buty, założyłem klapki, i w 2 minuty przebrodziłem przez Zdyniankę.



Dalej zielony szlak biegnie w górę na Kozie Żebro. Im wyżej tym robiło się bardziej mokro, trawiastą ścieżką płynął regularny potok. Bardzo mnie to zniechęciło, bo nie chciało mi się skakać z kępy na kępę. Poza tym zacząłem się martwić, że wejście na Kozie Żebro zajmie mi zbyt dużo czasu, a do Radocyny było daleko. W połowie drogi do Skwirtnego dałem sobie spokój i leśną drogą (skręcając w lewo ze szlaku) zszedłem do asfaltowej drogi do Regietowa. Idąc następnie niedługi kawałek tą drogą doszedłem do wsi.

W Regietowie przy stadninie koni jest restauracja, a ponieważ była już prawie pierwsza, to zatrzymałem się tam na obiad. Był smaczny (swoją drogą widząc restaurację od razu uznałem, całkowicie odmiennie, niż podejmując decyzję o zejściu ze szlaku, że spokojnie zdążę do Radocyny i mam dużo czasu na obiad). Potem idąc w górę drogą w kierunku bazy namiotowej w Regietowie i dalej kontynuując żółty szlakiem, doszedłem do przełęczy Regietowskiej. Szlak biegnie drogą, przez piękną dolinę. Tak w ogóle to o uroku Beskidu Niskiego stanowią doliny, a nie zalesione szczyty. Przed wojną teren ten był bardzo gęsto zaludniony, potem była akcja Wisła, a teraz chodząc tam można zastanawiać się, jak dawniej żyli tam ludzie. W wielu miejscach zresztą są tablice informacyjne, gdzie można dowiedzieć się różnych szczegółów.


Z przełęczy Regietowskiej skręciłem w lewo i niebieskim szlakiem granicznym ruszyłem w kierunku Jaworzyny. Szlak biegnie lasem, był trochę błotnisty, ale bez przesady. Czasami jest stromo w górę lub w dół. Z Jaworzyny jest jedyny lepszy widok na całej trasie, w kierunku północno-zachodnim. Lubię ten widok, a miejsce jest bardzo fajne na krótki wypoczynek. Szlak dalej biegnie lasem, ale po prawej stronie w pewnym momencie otwierają się widoki na dolinę po słowackiej stronie. Miło!




Potem niebieski szlak odbija w lewo, zostawiając słowacki szlak czerwony po prawej stronie. Ja jednak idę dalej szlakiem czerwonym, bo na mojej mapie jest zaznaczone, że później, po drugiej stronie przełęczy Dujawa, będzie przy nim źródełko. Tego źródełka nie udało mi się znaleźć, a do przełęczy Dujawa, aż do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim, ścieżka jest mało przyjemna (krzaczory, woda). Zdecydowanie bardziej polecam jednak zejście szlakiem niebieskim do Koniecznej i później kontynuowanie szlakiem żółtym w kierunku Radocyny.

Ja tymczasem doszedłem szlakiem czerwonym do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim, potem kawałek szlakiem niebieskim w dół, a potem na przełaj aż do szlaku żółtego – żeby się nie cofać szlakiem niebieskim do miejsca, w którym się łączy ze szlakiem żółtym.

Szlak żółty w kierunku wschodnim biegnie utwardzoną drogą, generalnie pod górę. W pewnym momencie odbija od niego szlak czarny (jest drogowskaz), stanowiący dojście do bazy namiotowej Radocyna. Szlak czarny biegnie ścieżką przez las, bardzo sympatyczną, chociaż mi się już dłużyło, bo byłem zmęczony i bolały mnie stopy.


Zgodnie ze wskazaniami mojego zegarka, tego dnia przeszedłem 25.5 km w 8.5 godziny, i 812 metrów podejść. Wydaje mi się jednak, że trasa była dłuższa. Zegarek miałem ustawiony na tryb oszczędzania energii (Ultratrac w Garminie Fenix), a ten tryb mocno zaniża odległości, gdyż dość rzadko pobiera dane z satelitów, mocno „ścinając” trasę. Przestałem już z tego trybu korzystać i teraz rozumiem, dlaczego domyślnie jest on wyłączony. Lepiej codziennie albo raz na dwa dni doładować zegarek z powerbanka, mając pewność prawidłowości odczytów.

Baza namiotowa Radocyna położona jest w zakolu Wisłoki. Jest domek z piecem, są namioty bazowe, dużo miejsca na namioty własne. Mycie w rzece, jak ktoś ma pomoc to jest konewka do polewania delikwenta zamiast prysznica. Są wygodne wychodki. Woda jest z rzeki, a obsługa karze ją przegotowywać. Ja miałem filtr, a więc filtrowałem.

Bardzo smacznie mi się spało. Z racji położenia bazy w nocy zrobiła się straszna wilgoć, co oznacza kondensację w namiocie.

Dzień 2

Dzień drugi miał przebiegać trasą, którą już parę lat temu przeszliśmy (spaliśmy wtedy też w Radocynie, ale w schronisku. W 2018 r. było ono remontowane, a więc pewnie w 2019 r. będzie gotowe). Trasa biegnie doliną Wisłoki, a potem Zawoi, żółtym szlakiem przez Nieznajową, aż do Wołowca. Piękna dolina. Idzie się najpierw utwardzoną drogą, potem ścieżką. Szlak wielokrotnie przekracza potoki. Z racji ulew nie dało się ich przekroczyć suchą stopą, jednak przy poprzedniej wycieczce (majówka kilka lat temu) nie było takich problemów.


W miejscowości Wołowiec szlak żółty opuszcza dolinę i dalej idziemy nim przez las do gościńca Banica, przechodząc najpierw drogą, a potem malowniczą ścieżką przez las, a na samym końcu kwietną łąkę.

Jak doszedłem do gościńca Banica to widziałem już, że zbiera się na burzę. I faktycznie, jak zjadłem kanapkę to zaczęło padać i grzmieć. Ja jednak wygodnie siedziałem pod dachem.

Kiedy burza przeszła, a deszcz trochę zelżał, ubrałem swoją przeciwdeszczową sukienkę w stylu amerykańskim oraz kurtkę i ruszyłem dalej niebieskim szlakiem na przełęcz Małastowską. Od Banicy szlak ten generalnie biegnie grzbietem i miękką ścieżką. Wyczerpujących podejść brak.


Na przełęczy czułem się już prawie w domu, ale okazało się, że jeszcze został mi do przejścia kawał drogi, w tym dość solidne podejście w kierunku Magury Małastowskiej. Co więcej, musiałem znowu przejść spory kawałek zniszczonego zielonego szlaku. Ten fragment wycieczki był najmniej przyjemny – doskwierały mi stopy, chciałem już wsiąść do auta i pojechać odwiedzić dziadków do Tarnowa (a potem jeszcze wrócić do Warszawy). Ale jak się idzie, to się dojdzie. A więc doszedłem :)

Garmin pokazał 20 km w 6.5 godziny, 415 m podejść.

Bardzo lubię wycieczki w Beskid Niski, pomimo tego, że dojazd z Warszawy zajmuje dużo czasu. Tak jak już wspomniałem, doliny Beskidu Niskiego mają w sobie niezwykle dużo uroku. Byłem tam już kilka razy i pewnie znowu wrócę, bo teren jest duży, a na szlakach nie ma wielu turystów – co sobie bardzo cenię.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyjazd do Japonii lato 2023 - notatki z podróży

Przez Wielką i Małą Fatrę

GSB 2020. Dzień 10 - 13. Banica - Komańcza. Przejście Beskidu Niskiego.