Przez Wielką i Małą Fatrę
Dzień 1
Sobota
Przyjeżdżamy
do Rużomberku w porze obiadowej, zdaje się, że koło drugiej. W sklepiku na
dworcu kupujemy jakieś ciasteczka, ale tak naprawdę naszym podłym celem jest
uzyskanie wystarczającej ilości drobnych euro na parkomat.
Parkujemy samochód tak jak w zeszłym roku na parkingu przy dworcu kolejowym. Parking długoterminowy jest położony nieco dalej od budynku dworca niż parking krótkoterminowy. Parkomat przyjmuje płatność najwyżej na tydzień, a ponieważ planowaliśmy 8 dni, to resztę zapłaciliśmy osobno i poprawiłem datę długopisem :-D
Następnie po
zwyczajowym zmarnowaniu czasu na przygotowanie się do plecakowania ruszyliśmy w
końcu w drogę. Przeszliśmy na drugą stronę głównej ulicy, potem przez mostek
przez rzeczkę (za sklepem sportowym). Tam przy małej uliczce było otwarte
bistro, no więc bez zbędnych deliberacji zjedliśmy obiad. Początek zielonego
szlaku odszukaliśmy przy dobrze widocznym białym kościele na wzgórzu w centrum
miasta. Zielonym szlakiem chcieliśmy najpierw dojść do miejscowości Vlkolinec,
znajdującej się na liście UNESCO jako doskonale zachowana typowa wieś z tamtych
okolic Słowacji.
Szlak
przebiega najpierw przez całe miasto, potem przez ogródki działkowe, a
następnie drogą szutrową w górę, odchodząc w stronę lasu. To wszystko w pełnym
słońcu. Idąc cały czas tą drogą niespodziewanie zmienia się w szlak żółty,
prowadzący właśnie do Vlkolineca. Prawdę mówiąc przegapiliśmy kiedy zielony
szlak odbija w górę, na mapie jest pokazane, że odbicie jest przy kapliczce. W
każdym razie i tak chcieliśmy do miejscowości, a więc nas to specjalnie nie
wzruszyło.
Sama
miejscowość jest bardzo warta zobaczenia i faktycznie zasługuje moim zdaniem na
wpis na listę UNESCO. W samej miejscowości i trochę ponad nią można zaczerpnąć
wody. Jest też karczma i widziałem, że w jednym z zabytkowych domów można
przenocować.
Widok na Rużomberk i Góry Choczańskie |
Vlkolinec |
Kontynuując
w górę wioski żółtym szlakiem wyszliśmy znacznie ponad wioskę, gdzie szybko znaleźliśmy
z powrotem szlak zielony. Naszym oryginalnym celem było miejsce biwakowe Mocidlo
– hotel Smrekovica, ale już zrobiło się późno i wiedzieliśmy, że nie zdążymy
tam dojść przed zmrokiem. Mapa parku narodowego Velka Fatra pokazuje jeszcze
jedno miejsce na nocleg znacznie wcześniej niż Smrekovica, ale okazało się, że
nie ma tam wody (a nie byliśmy przygotowani na nocleg bez wody). Dlatego sobie
to miejsce odpuściliśmy i postanowiliśmy ostatecznie iść po ciemku. Ale
czołówki musieliśmy odpalić dopiero na samym końcu, bo do około 22.00 jeszcze
było coś widać – początek lipca.
Zielony
szlak biegnie trochę asfaltem, a potem drogą utwardzoną, po której poprowadzona
jest też trasa rowerowa. Przy drodze, bezpośrednio na północ od szczytu
Borovnik, jest dość wydajne źródło – zaznaczone na mapie (przy Hrabovskim
potoku). Na inne źródła zaznaczone przy mapie nie zwróciliśmy uwagi. Trzymaliśmy
się tej trasy, szlak w pewnym momencie odbija w prawo, ale ponownie jest to źle
oznaczone i moment ten przegapiliśmy. W każdym razie drogą rowerową wychodzi
się w pewnym momencie (okolice Vysne Siprunske Sedlo) z lasu na grzbiet – i
skręca się na lewo – w stronę Siprunskich przełęczy właśnie, najpierw Wyżnej, a
potem Niżnej).
Szlak dość
długo biegnie grzbietem, potem schodzi na dużą polanę w okolicach szczytu Mala
Smrekovica. Najpierw przechodzimy obok hoteli (jest tam też restauracja), ale
nas interesuje drogowskaz Mocidlo – hotel Smrekovica, który jest ok. kilometra
dalej, i gdzie zgodnie z mapą ma się znajdować miejsce na namiot.
Do tego
drogowskazu doszliśmy jak już było dosyć ciemno, i zobaczyliśmy 2 tarpy rozbite
po lewej stronie drogi. Tam też rozbiliśmy nasz namiot, chociaż dość ciężko
było wbijać śledzie. Rano okazało się,
że teren po lewej stronie drogi jest płaski, gdyż jest zniwelowany jako wjazd
do jakiejś bramy w zboczu góry, a śledzie jest trudno wbijać bo pewnie teren
został też dodatkowo utwardzony. Po lewej stronie drogi jest też rzeczka, i
jest do niej niewielkie zejście. Można się umyć, nabrać wody.
Natomiast
rzeczywiste miejsce biwakowe znajduje się po prawej stronie drogi, ale jest
położone dalej od wody i wydawało się nam rano, że jest znacznie bardziej
odsłonięte na wiatr.
Ponieważ
późno się położyliśmy, to i późno wstaliśmy. Spało się natomiast dobrze, noc
była sucha i namiot nie zwilgotniał prawie w ogóle, co mi się raczej nie zdarza. Nie wiedzieliśmy
jeszcze tego wtedy, ale to była nasza pierwsza i ostatnia noc spędzona w
namiocie na tej wycieczce.
Biwak na Mocidlo |
Niedziela
Zgodnie z
pierwotnym planem mieliśmy dojść na miejsce biwakowe w okolicach źródła Kral’ova
Studna, ale wyszliśmy o wiele za późno, żeby to się udało zrobić. Dlatego
zmodyfikowanym celem noclegowym na drugi dzień był salas pod Suchym vrchem,
położony za szczytem Ploska, pod szczytem Suchy właśnie, przy czerwonym szlaku.
Ale nie
uprzedzając faktów.
Wyszliśmy
naprawdę późno, koło jedenastej. Po drodze zwróciliśmy uwagę ma to, że hotel
Smrekovica, niedaleko którego spaliśmy, jest zamknięty pomimo okresu wakacyjnego.
Kontynuowaliśmy podróż szlakiem zielonym, który tuż za hotelem skręca z głównej
drogi w prawo i zaczyna piąć się mocno pod górę. Potem się wypłaszcza, ale przy
Severne Rakytovske Sedlo – początek podejścia na Rakytov – zaczynamy iść bardzo
mocno pod górę, forsownym podejściem po miejscami stromej ścieżce wychodząc na
Rakytov (1567). Jak już weszliśmy na szczyt to byliśmy bardzo z siebie
zadowoleni. Szczyt można też obejść żółtym szlakiem, ale polecam jednak podjąć
wysiłek, żeby móc rozkoszować się widokami.
Rakytov |
Zejścia ze
szczytu nie wspominam jako bardzo trudnego, chociaż na pewno było stromo.
Prawdopodobnie na ścieżce nie było luźnych drobnych kamieni, których nie lubię
i na których jest się łatwo poślizgnąć.
Szlak dość
męcząco biegnie potem przez las, obchodzi szczyt Mincol, a później połoniną
osiągamy Sedlo pod Ciernym kamenom, gdzie zrobiliśmy dłuższy postój – byliśmy
już bardzo głodni i zmęczeni. Kamienie na przełęczy idealnie nadają się na
posiadówkę. Jest też źródło – należy trochę dalej niż przełęcz przejść po
prostu zielonym szlakiem. Niedaleko.
w stronę Czarnego Kamienia |
Po
napełnieniu brzuchów pysznym i pożywnym liofilizatem idziemy dalej zielonym szlakiem
aż do przełęczy pod Ploską, i potem na Płoskę szlakiem żółtym, przez morze
szarpanych wiatrem traw, aż na sam szczyt. Oczywiście są widoki, bo muszę wam
powiedzieć, że Velka Fatra jest naprawdę widokowa i bardzo się nam podobała z
tego względu. Często idziemy połoninami, które – podobnie jak w Bieszczadach –
są sztucznego pochodzenia i konsekwencją wypasu owiec (gospodarka pasterska nie
jest już prowadzona). „Velka” Fatra jest dlatego, że w niej było dużo polan do
wypasu, w odróżnieniu od „Malej” Fatry, gdzie polan było mało.
na Ploskę |
Z Płoski
schodzimy szlakiem czerwonym do Chaty pod Borisovom. Na tym etapie jesteśmy już
zmęczeni bardziej, niż to przewidywaliśmy, zrobiło się pochmurno, a do chaty
jeszcze ostro pod górę trzeba podejść na sam koniec. Ale w końcu jesteśmy,
pijemy piwo, jemy jakąś gęstą zupę (niczego innego nie ma, ta chata wprawdzie
ma obsługę – chatara z rodziną – ale to nie jest schronisko PTTK z pełnym
wyżywieniem). Odpoczywamy i idziemy dalej. Do Chaty pod Suchym.
Nie wchodzimy
ponownie na Płoskę, tylko trawersujemy szlakiem niebieskim. Proponuję
zaczerpnąć wody w źródle po lewej stronie szlaku, a to dlatego że źródło przy
Chacie pod Suchym było dość mało wydajne, a podobno czasami w ogóle wysycha. Z
Płoski w każdym razie wody wylewa się co niemiara.
Za Płoską (wchodzimy na szlak czerwony) góry zmieniają się. Pojawiają się wapienne skałki, robi się tak jakby bardziej sucho. Trochę tak jak Małe Pieniny powiedzmy. Idziemy. Nie ma szczególnych trudności, jest w miarę płasko. Chata pod Suchym jest po prawej stronie szlaku, dość daleko za drogowskazem Koniarki, przed ostrym podejściem na Suchy Vrch. W chacie rozgościli się już sympatyczni panowie z południowej Polski, dużo starsi od nas. Jedzą. Potem naprawiają stół. My jemy. Źródło podobno wyschnięte, ale idę na eksplorację. Ścieżką z od chaty, w dół, na prawo, należy zejść dość nisko, na dno żlebu, przechodzą przez pas drzew. W żlebie są metalowe rynny na wodę i płynie woda, aczkolwiek dość niemrawo. Myję się, nabieram wody. Wracam i jestem gość.
Panowie śpią
na dole chatki, my na górze. Jest w porządku, dobrze się na śpi. W okolicach
chaty można rozbić też namiot, miejsca bez chaszczy są trochę poniżej chaty,
przy drodze do źródła. Jest wygódka.
Chata pod Suchym |
Dzień trzeci
Poniedziałek
Wstajemy już
o normalnej porze. Naszym celem są co najmniej Turcianskie Teplice, a marzę
nawet o biwaku w górze wsi Hadviga już powiedzmy w Małej Fatrze (co nie jest chyba
tak do końca ścisłe, ale nie chce mi się szukać, co to za góry dokładnie są). W
każdym razie po drugiej stronie doliny potoku Turiec, a zachód od Turcianskich
Teplic.
Idziemy
dalej czerwonym szlakiem. Ostre podejście pod Suchy Vrch, potem pięknymi
połoninami na Ostredok (1596, najwyższy szczyt Velkej Fatry) i Kriżną. Bardzo
ładnie. Widoki. Wieje, ale mamy wiatrówki, które się bardzo przydają i w ogóle
teraz wszędzie z nami jeżdżą. Z Kriżny drogą gruntową schodzimy do źródeł po
Kral’ovą Skalą. To znane źródła, na trasie pojawia się nawet trochę turystów,
bo wcześniej nie było prawie nikogo. Za źródłami przy zielonym szlaku jest
chata, którą widać zresztą z okolic źródeł. Można tam spać, i taki zresztą
mieliśmy zamiar, ale w związku z opóźnieniami z pierwszego dnia nie udało się
nam już tam dojść w niedzielę zgodnie z pierwotnym planem. Skały. Ładnie.
Kriżna |
W Kral'ova Studna |
źródło Kral'ova Studna |
Drogą
mijającą hotel, czyli dalej czerwonym szlakiem schodzimy do drogowskazu
Kosarisko, gdzie zmieniamy szlak na żółty w stronę Turcianskich Teplic. W
początkowym fragmencie tego szlaku należy bardzo zwracać uwagę na znaki, i
skręcić na rozwidleniu w lewo a nie w prawo. Szlak schodzi w dół żlebem
wypełnionym zeschłymi liśćmi, przez las bukowy. Jeszcze nigdy tak nie brodziłem
w liściach. To jest bardzo ładne zejście przez las, są skały, przechodzi się
nawet przez skalną bramę. Ostatecznie schodzi się do drogi biegnącej wzdłuż
potoku. Tam w pewnym momencie postój, jedzenie, a nawet wyprałem sobie koszulkę
w ramach testu, czy szybko wyschnie jak ją założę mokro (wyschła).
Żółty szlak
z drogi gruntowej przekształca się dość szybko w drogę asfaltową biegnącą
niezalesionym dnem doliny, praży słońce, i strasznie się nam droga dłuży.
Idziemy. To Zarnovicka Dolina. Marzymy, żeby ta męka się skończyła, ale to
długi kawałek niestety. Nikt nie jedzie autem żeby nas zabrać. W końcu szlak
odbija w prawo na wzniesienia oddzielające dolinę od Turcianskich Teplic. Ostro
pod górę zboczem doliny, ale już nie po asfalcie. Wychodzimy na łąki, przy
małym zagajniku przy drodze postój. Są poziomki. Jesteśmy zadowoleni. Szukam
noclegu w internecie, bo jesteśmy zmęczeni i chcemy skończyć trasę jednak w
Turcianskich Teplicach. Jest nocleg. Wiadomo gdzie będzie jedzona wielka
wieczorna pizza. Jesteśmy jeszcze bardziej zadowoleni.
Dalej żółtym
szlakiem schodzimy do miejscowości Haj, ale samą tą miejscowość przechodzimy
główną ulicą, a nie opłotkami, którymi prowadzi szlak (moment odbicia szlaku
jest zresztą ponownie źle oznaczony). Domy w tej miejscowości się bardzo
charakterystyczne, podłużne, z długimi tarasami. Bardzo podoba się nam
przejście przez wieś.
Po minięciu
wsi asfaltujemy szosą, przechodzimy przez wiadukt nad główną drogą no i
jesteśmy już w Turcianskich Teplicach. Przy drodze jest supermarket, gdzie
uzupełniamy zapasy. Pizza jest dobra. Pensjonat jest na opłotkach, ale idziemy.
Piwo. Prysznic. Przepierka. Łóżko. Dobranoc.
Zejście żółtym szlakiem do Turcianske Teplice |
Dzień
czwarty
Wtorek
Już dzień
wcześniej wypytujemy panią z pensjonatu o taksówki. Dostajemy numer do
sympatycznego pana taksówkarza, z którym umawiamy się na podwózkę na przełęcz
Wyszehradzką (Vysehradske Sedlo), na drodze 519. Odległość wynosi 15 km, a
przejazd kosztuje 15 EUR.
Na przełęczy
witamy szlak bohaterów SNP, którym w zeszłym roku przechodziliśmy Niżne Tatry.
Idziemy. Szlak idzie przez łąki i należy na początku w razie wątpliwości
trzymać się lewej strony, przy zarośniętej miedzy. No nie idzie nam najlepiej,
marni coś jesteśmy. Potem dochodzimy do wniosku, że o dużo za mało zjedliśmy na
śniadanie, a w szczególności nie zjedliśmy owsianki.
Cały czas czerwonym
szlakiem mijamy miejscowość Hadviga i schodzimy do Vricke Sedlo. Trasa jest
bardzo ładna, no ale my słabi. Dojście do przełęczy zajmuje nam więcej czasu
niż zakładaliśmy. Po drodze nie ma wody (szukam aktywnie, bo na mapie są
zaznaczone cieki wodne, ale widocznie są one okresowe). Na przełęczy stoi
naczepa do zwózki drewna, na której się rozsiadamy. Nie mamy dość wody na
gotowanie, jemy suchy prowiant, ale mam na okoliczność spadku formy budynie
energetyczne czekoladowo-orzechowe zakupione w Decathlon. Robimy budynie.
Jedzenie przywraca nam siły. Odpoczywamy.
Za Vricką
przełęczą szlak zwyczajowo pnie się ostro zboczem doliny, ale potem się
wypłaszcza i aż do podejścia żółtym szlakiem na Kl’ak nie przypominam sobie
wartych uwagi podejść. Idziemy sympatyczną drogą. Spotykamy bardzo wydajne
źródło po prawej stronie szlaku – woda płynie z przygotowanej rynny. O ile
pamiętam to wydajne źródło było nieco wcześniej niż źródło zaznaczone na mapie.
To zaznaczone źródło też zresztą było, ale wody było w nim dość mało.
Wspomnianą
sympatyczną drogą dochodzimy do przełęczy Fackovske Sedlo, popularnego miejsca wypadowego
w Małą Fatrę Luczańską (Mała Fatra dzieli się na część Luczańską z najwyższym
szczytem Vel’ka luka, oraz ma Krywańską z Wielkim Krywaniem, części podzielone
są malowniczym przełomem rzeki Wag).
Przez
przełęcz przebiega szosa asfaltowa, są też tam dwie restauracje i hotel, ale
nam już się spieszy, a więc tylko zatrzymujemy się na krótki odpoczynek w górze
przełęczy, przy skrzyżowaniu z żółtym szlakiem na Kl’al. (1352),
charakteryzujący się wysokim „czołem” skalnym. Od skrzyżowania (drogowskaz Stare
Cesty) to ponad 500 m podejścia. Ktoś jednak wyjątkowo poszedł po rozum do
głowy i w najbardziej stromym odcinku szlak biegnie eleganckimi zakosami – dlatego
idzie się całkiem nieźle. Po drodze spotykamy całkiem dużo turystów.
Wieczorny widok na Kl'ak |
utulnia Javorina pod Kl'akom |
Nie
wychodzimy na sam Kl’ak – tą przyjemność zostawiamy sobie na kolejny dzień. Od
drogowskazu Pod Skalou odchodzi w prawo, w dół, zielony szlak, którym można
dojść do utulni Javornina pod Kl’aku. Utulnia to małe, samoobsługowe schronisko
– piętrowe prycze, stół, ławy. Jest nawet działający piecyk, z którego
korzystamy bo jest pierońsko zimno. Obok utulni źródełko (cieknie słabo) i
miejsce na ognisko. W oddali widzimy nadajnik na Kriznej w Wielkiej Fatrze –
tam wczoraj, dopiero co, już byliśmy.
W utulni
jesteśmy sami, i podobnie następnego dnia jesteśmy sami w utulni Grand Hotel
Partyzan pod Horną Łuką. Jest uroczo, ale w nocy marznę, chociaż mam ciepły quilt
i materac. Wydaje mi się, że przez szpary wieje, i nawet potem śni mi się
wicher przedostający się przez szpary. No cóż, aż tak źle to jednak nie było.
Plecak i rzeczy wieszamy u powały, bo w utulni zdają się mieszkać myszy (myszy
= przegryzione plecaki, zwłaszcza jak w środku jest coś do jedzenia).
Dzień piąty
Środa
Zbieramy
się. Długo mi to zajmuje, bo napełniam butelki wodą z wolno cieknącego
źródełka. Tego dnia mamy przejść do Hornej Łuki, pod którą znajduje się
wspomniana już utulnia o jakże uroczej nazwie. Trasa okazuje się być wymagająca,
a po drodze ani razu nie napotykamy się na źródełka, mimo tego, że są
zaznaczone na mapie. Nie szukaliśmy jednak tych źródełek bardzo intensywnie, bo
było chłodno, nie chciało się nam pić i nasze zapasy okazały się być
wystarczające.
Trasa
biegnie przez bukowe lasy i młodniki, z których co raz wyskakują takie małe,
białe muszki, które ochoczo się przyklejają do spoconych turystów. Fe! Nie
gryzą, ale cały jestem nimi oblepiony. Żałuję, że nie zabrałem moskitiery
(zakładanej na kapelusz).
Kilka miejsc
wartych uwagi na trasie to: oczywiście Kl’ak (sam początek dnia, widoki przy
dobrej widoczności są na pewno przednie), potem Ostra Skala (tam chwilę
odpoczywamy, na samą wychodnię skalną wychodzi się pobocznym szlakiem, jest
fajny widok na Kl’ak), połonina przy szczycie Skalky (wychodnia skalna), bardzo
ostre, całkowicie bezwzględne podejście na Hnilicka Kycera, na którym
wielokrotnie musieliśmy przystawać. Generalnie ta trasa bardzo się nam dłużyła,
może przez jej charakter „zielonego tunelu”. Jak w końcu dotarliśmy na Horną
Łukę, a potem do utulni (zielonym szlakiem w dół, widać w pewnym momencie dach,
należy odbić ścieżką w lewo) dotarliśmy późno, w okolicach zmierzchu.
Zielony tunel |
widok z Ostrej Skały na Kl'ak |
Hnilicka Kycera |
Do źródełka schodzi
się trochę niżej ścieżką kierującą się w prawą stronę. Jest ławeczka
ułatwiająca ablucję. Wody było na tyle dużo, że mogliśmy też zrobić przepierki
(oczywiście nabieramy wody do takiej przenośnej, składanej miednicy, mycie i
pranie zawsze z dala od cieku wodnego, bo mydło – nawet ekologiczne – rozkłada
się na nieszkodliwe dla przyrody składniki wyłącznie w glebie).
Śpimy
dobrze. W nocy pada, rano jest gęsta mgła. Cieszymy się, że nie musieliśmy spać
w namiocie.
Dzień szósty
Czwartek
Tego dnia
przez przełom Wagu chcemy wejść w Małą Fatrę Krywańską, z noclegiem w
schronisku Chata pod Suchym. Do schroniska próbuję się dodzwonić i zarezerwować
nocleg, ale bez rezultatów. Do tej pory prawie wcale nie ma żadnych turystów
(Grand Hotel Partizan też mamy cały dla siebie), ale wiemy, że Mała Fatra
Krywańska jest rejonem popularnym.
Wchodzimy z
powrotem na Horną Lukę, a potem dość szybko na najwyższy szczyt Małej Tatry
Luczańskiej, czyli na Vel’ką Lukę (już wiecie na pewno, dlaczego ona jest Luczańska).
Wszystko we mgle, której tabuny przewalają się wokół nas, z rzadka odsłaniając
widoki w dolinę. Ma to swój urok, ale widoków brak. Dopiero już na zejściu w
dolinę mgła odpuszcza i możemy podziwiać dolinę Wagu wraz z Żyliną.
Vel'ka Luka |
Szlak generalnie
prowadzi w dół, ale jest też kilka ostrych podejść. Sama dolina jest ponad
tysiąc metrów niż szczyty, a więc zejście jest konkretne. Szczęśliwie jego duża
część jest poprowadzona drogami gruntowymi, dzięki czemu nie musimy cały czas
galopować na złamanie karku w dół. Po drodze łapie nas grad, straszy burza, ale
dolinę i miejscowość Nezbudska Lucka osiągamy już w przyjemnym słońcu. Chociaż
to się zmienia jak jemy obiad w ogródku miejscowej pizzerii. Oczywiście musimy
się przenosić do środka na hurra. Pizza (jest tylko jedna pizzeria) jest
zaskakująco smaczna. Obżeramy się, oprócz pizzy wchodzi w nas też cesnakova
i dobre ciasto. Dzięki temu kulinarnemu szaleństwu wejście w część Krywańską
okazuje się być znacznie łatwiejsze, niż zakładaliśmy.
Po obiedzie w miejscowym supermarkecie uzupełniamy zapasy, a potem kontynuujemy drogę czerwonym szlakiem w część Krywańską. Szlak dość długo prowadzi wzdłuż rzeki, można podziwiać pociągi zasuwające mostami i wjeżdżające w tunel. Bardzo ładnie to wygląda. Potem szlak prowadzi ostro zboczem doliny do Stareho Hradu (nie zwiedzamy, jest już dość późno), i bardzo forsownym podejściem, które kończy się tak z kilometr przed Chatą pod Suchym. Dzięki obżarstwu docieramy na miejsce w niezłej formie.
Chata pod
Suchym to schronisko podobne do tych w polskich górach. Jest restauracja,
pokoje wieloosobowe. Jest bieżąca woda, ale prysznice (automat na monety)
wyłącznie dla kobiet. W końcu to chata pod Suchym. Przed chatą źródełko.
Poniżej ktoś rozbił namiot. Prąd z generatora, światło wyłączają o 22.00.
Jedzenie jest dobre. Nocleg chyba 20 EUR za osobę z tego co pamiętam, w pokoju
wieloosobowym. Jesteśmy w nim sami i generalnie nie ma dużo turystów. Niezbyt
dobra pogoda odstrasza, poza tym jest środek tygodnia.
Chata pod Suchym |
Dzień siódmy
Piątek
Naszym celem
jest przejście granią Małej Fatry Krywańskiej do Chaty pod Chlebom. To
najkrótszy do tej pory planowany dystans, ale wychodzi, że to jest jedyna
sensowna logistycznie opcja.
Po obfitym
śniadaniu toczymy się na Suchy. Klasycznie podejście jest ostre, w partii
szczytowej pojawiają się skalne ścianki. Szczyt osiągamy niespodziewanie.
Widoki są przednie. Młode dziewczęta się przebierają i wyginają do pozowanych
zdjęć. Widoki są przednie.
Widok z Suchego na grań Małej Fatry |
Po
odpoczynku kontynuujemy czerwonym graniowym szlakiem w kierunku Małego
Krywania. Szlak prowadzi skalistą granią, jest sporo podejść i zejść, na
których musimy pomagać sobie rękami. Za Priehybem szlak nabiera charakteru
połoninnego i taki już będzie aż do Chaty pod Chlebom.
Widoki z
Małego Krywania są doskonałe, pomimo nie najlepszej widoczności. Na grani Małej
Fatry, zgodnie z naszymi oczekiwaniami, jest całkiem sporo turystów – ale
oczywiście nie są to polskie Tatry, to zdecydowanie nie to samo. Ze szczytu
widzimy nadchodzące chmury deszczowe, a więc dość szybko ruszamy na imponujący
Wielki Krywań.
W stronę Wielkiego Krywania |
Mały i
Wielki Krywań rozdziela przełęcz, a więc najpierw mamy spore zejście, a potem
spore podejście, na Pekelnik (1609). Ten szczyt spełnia oczekiwania, bo wieje
tam tak, że ledwo mi się udaje założyć wiatrówkę. Na mapie, ok. 500 m przed
przełęczą Bublen, zaznaczone jest źródełko, ale niestety nie zwróciłem uwagi,
czy tam rzeczywiście było.
Szlak na
Wielki Krywań to poboczny szlak szczytowy, i na szczyt oczywiście wchodzimy. Niestety
nie możemy się tam nacieszyć widokami ze względu na wiatr. Szybko marzniemy i
schodzimy niżej.
Na
Snilovskim Sedlo skręcamy w prawo w szlak zielony i kamienistą drogą schodzimy
do Chaty pod Chlebom. Kończymy trasę dość wcześnie, koło 16.30, i po zakwaterowaniu
(śpi się na poddaszu w dwóch wielkich
salach, na materacach rozłożonych na podłodze, ale całkiem nawet komfortowo) możemy
siedzieć przy ławie na zewnątrz i rozkoszować się pyszną dziesiątką.
Chata pod
Chlebom jest prowadzona przez te same osoby, co Chata pod Suchym, a więc
jedzenie jest identyczne (dobre) i generalnie jest to podobnie zorganizowane.
Obok schroniska jest całkiem w porządku miejsce biwakowe, i źródełko wraz z
sadzawką ze stalowego kontenera, w której można obserwować baraszkujące
kijanki. Jest sympatycznie. Śpimy dobrze.
Chata pod Chlebom |
sypialnia w Chacie pod Chlebom |
długodystansowe trekkingi wymagają odpowiedniego odżywiania |
Dzień ośmy
Sobota
Ostatni
dzień. Planujemy kończyć w miejscowości Zazriva, przy szlaku czerwonym, w
dolinie. Już nauczeni wielodniowym doświadczeniem całkiem efektywnie się
zbieramy i ruszamy dość wcześnie.
Nalegam na
powrót szlakiem zielonym na Snilovske Sedlo, bo alternatywna droga szlakiem
żółtym biegnie przez wysokie, mokre trawy, a nie chcę sobie moczyć butów.
Wchodzimy zatem z powrotem na przełęcz, potem w prawo na Chleb i dalej granią
na północny wschód. Jest mgła i nie widzimy niczego w dolinie, chociaż widoki
powinny być przednie – szlak biegnie odsłoniętym grzbietem. Szczyt Hromove
obchodzimy ścieżką z prawej strony. Mgła trochę odpuszcza jak dochodzimy do Stohove
Sedlo, usytuowane na wielkiej łące. Podejście na Stoh jest bardzo ostre, bardzo
męczące, ale podejmujemy decyzję o nieodpuszczaniu pomimo możliwości obejścia
szczytu szlakiem żółtym. Ekipa młodych Słowaków odpuszcza, spotkamy ich później
na przełęczy pod Vel’ky Rozsutec.
Podejście na
Stoh, chociaż strome, jest przygotowane do wychodzenia na nartach i ma
charakter wyjścia połoninnego. Nie ma skał, ale często jest ślisko, na co
szczególnie trzeba uważać przy zejściu (brudne dupy napotkanych turystów nakazywały
wręcz szczególną ostrożność). Ze szczytu Stoha oczywiście widoki, nawet od
czasu do czasu ukazywał się nam imponujący Vel’ky Rozsutec. Widok warty wysiłku
wdrapywania się na szczyt.
przełęcz pod Stohem |
Wielki Rozsutec ze Stoha |
Wielki Rozsutec |
Obok szlaku
miało być źródło, ale było wyschnięte.
Szlak
niebieski prowadzi cały czas lasem, i cały czas trochę w górę i trochę w dół.
Las chroni nas przed zacinającym deszczem. Jak już deszcz mija, to akurat
dochodzimy do skrzyżowania z czerwonym szlakiem, prowadzącym przez grań
Rozsutców od drugiej strony.
Idziemy
dalej. To już prawie koniec wycieczki – czerwonym szlakiem mamy zejść z gór do
doliny. Zejście jest bardzo długie i śliskie po deszczu, prowadzi stromym
serpentynami. W początkowej części po prawej stronie szlaku są wychodnie skalne
ze wspaniałymi widokami na Rozsutce i Małą Fatrę – warto zwrócić uwagę na
krótkie ścieżki, które na nie prowadzą.
Wielki Rozsutec |
Jak już
jesteśmy prawie na dole na błotnistej ścianie przewracamy się, a ja dodatkowo
wyginam w banana jeden z kijów trekkingowych, mojego towarzysza od wielu lat. Ech.
Po powrocie do domu i zastosowaniu zaleceń Marie Kondo, w tym ceremonii
pożegnania, stare kije pojechały do recyclingu.
Koniec ostrego
zejścia nie oznacza osiągnięcia dna doliny. Trasa wiedzie dalej, i toczymy się
nią dalej w złych humorach. Ale po drodze jest strumyczek, myjemy się,
filtrujemy wodę, zjadamy batony i od razu nam raźniej. Dochodzimy do szosy.
Szlak do Zazrivy biegnie dalej przez małą górkę, około godziny drogi jeszcze,
ale okazuje się, że nie ma tam dogodnych noclegów, a w namiocie nie chce się
nam spać. Decydujemy zatem nie iść do Zazrivy tylko spróbować łapać stopa.
Długo to nie
trwa i zabierają nas dwie Francuzki przemierzające już od roku kraje Europy
wschodniej. Podwożą nas kawałek do głównej szosy Zazriva – Dolny Kubin, gdzie
po kilku minutach zabiera nas do Dolnego Kubina Słowak w minibusie. Specjalnie
nawet podwozi nas na dworzec autobusowy. Na dworcu okazuje się, że autobus do
Rużomberku odjechał 5 minut wcześniej, a następny jest za półtorej godziny.
Nici zatem z pizzy w Rużomberku, którą znamy i wiemy, że jest bardzo dobra.
Ryzykujemy pizzę w parku w Dolnym Kubinie. Też jest bardzo dobra, lokal
elegancki, piwo smaczne. Akurat kończymy jak jest czas iść na autobus. Idziemy.
Wsiadamy. Jedziemy.
W Rużomberku
wysiadamy na dworcu autobusowym. Z samochodu zabieramy torbę z czystymi
rzeczami i idziemy do hotelu w centrum Rużomberka. Elegancki hotel w budynku z
początku XX wieku, świetnie tam tacy brudni pasujemy. W pokoju dokonujemy
metamorfozy, potem idziemy na drinka do drink baru, potem zasypiamy na wygodnym
łożu i budzimy się ekstra wypoczęci i gotowi na śniadanie, obfite, smaczne,
podane w restauracji z wielkimi oknami wychodzącymi na CK Rużomberk. Czujemy
się doskonale, to jest godne zakończenie naszej wspaniałej wyprawy.
Uzupełnienie
Trasa była
wcześniej zaplanowana przy pomocy portali mapowych dostępnych w internecie –
bardzo przydatne to są narzędzia. Celowałem w maks 30 km dziennie i maks 1500 m
podejść. Całość wycieczki to ok. 200 km i 10.000 m podejść.
Komentarze
Prześlij komentarz